piątek, 13 marca 2015

Boyhood (2014) - #3 Oscary 2015

Boyhood (2014)





7,1/10 - Filmweb
  1. 8.1/10·IMDb
    98%·Rotten Tomatoes
    100%·Metacritic








 Rok 2014 obfitował w naprawdę niezłe filmy. Zakończył wiele długoletnich projektów. Takich przedsięwzięć, było parę, ale tylko jedno dzieło zakończyło swój czas produkcji po 12 latach. Jeden z najdłużej kręconych obrazów w historii kina.


  Richard Linklater stał się dla mnie reżyserem innowacyjnym, potrafiącym bezproblemowo przeprowadzić narrację 4380 dni z życia chłopca, młodej osoby, która ma całe życie przed sobą, która je poznaje, która robi w nim nieodpowiedzialne rzeczy, która się zakochuje, która przeżywa rozczarowanie, która... po prostu istnieje.


  W trakcie seansu czułam się, jakbym widziała wczesne lata swojego życia, utożsamiłam się z bohaterem, na którego dane mi było patrzeć przez prawie trzy godziny. Naprawdę mi na nim zależało.

Ciepło rodzinne to coś co w tym filmie znajduje się na pierwszym miejscu.

  Dzieło kupiło mnie od razu, bo seans rozpoczyna jedna z moich ulubionych piosenek, czyli "Yellow" Coldplay'u. Później ze ścieżką dźwiękową wcale nie jest gorzej. Można usłyszeć wiele utworów z minionych lat. Samantha, siostra Masona, śpiewa nawet "Ups, I did it again". Jest to przeurocze, bo ma tam wtedy tylko 5-6 lat.


  A aktorstwo? Proszę państwa, aktorstwo stoi tutaj na najwyższym poziomie. Patricia Arquette, zdobywczyni tegorocznego Oscara za rolę drugoplanową, zagrała fenomenalnie. Nie szarżowała na ekranie i nie popisywała się, aż za nadto kunsztem aktorskim, wszystko bardzo subtelnie jej wychodziło. Dla mnie jej rola jest hołdem dla wszystkich samotnych matek, które walczą, jak lwice, by ich dzieciom wiodło się jak najlepiej. Ethan Hawke, jako ojciec dzieciaków, też bardzo mi się podobał. Jego postać była uczciwa co do "dawnej" rodziny. Starał się związać koniec z końcem całą sytuację i na nowo ułożyć sobie życie, nie zapominając o swoich pociechach. Bardzo pozytywna kreacja. A dzieci? Jak dla mnie na pierwszy plan przebija się Sam, która deklasuje swojego brata. W wieku 6-15 lat jest postacią ciekawszą od niego. Gra niezwykle naturalnie, co później się zmienia, bo widzimy ją na ekranie coraz mniej. Nie mówię, że Ellar Coltrane zagrał źle, tylko jako dziecko, był jak dla mnie trochę bezbarwny. Dobrze, że później to się zmienia, gdy zaczyna przeżywać młodzieńczy bunt- wtedy postać sukcesywnie się rozwija, pokazuje swoje zainteresowania, staje się ciekawa.


Już trochę starsi.

  Obraz pod względem wizualnym jest ładny, ale bez przesady. Nie uświadczymy tutaj tak pięknych kadrów, jak w "Grand Budapest Hotel", ale to chyba bardziej zaleta, niż wada, bo pod względem, samego projektu, te dwa filmy są od siebie całkowicie różne. Montaż jest spoko, chociaż czasami czułam, że historia aż za bardzo przeskakuje w następne lata.


  Jeśli musiałabym wybrać scenę, która najbardziej utkwiła mi w pamięci, to wymieniłabym tą, w której Mason jedzie na studia. W swoim starym samochodzie, na jakiejś opuszczonej preriowej drodze, słuchając mało ambitnego indie rocka, z żarem w oczach i z taką niepewnością przed czymś nowym, które go czeka. To było świetne!


"Tato odpierdziel się, jestem teraz emo."


  "Boyhood" to film, o którym będę długo pamiętać. Patrzenie na ten obraz sprawiło mi niezwykłą przyjemność. Koncept dorastających aktorów na ekranie to dla mnie wielkie przeżycie. Żałuję tylko, że Akademia nie doceniła tego obrazu. Linklater powinien, według mnie, zgarnąć statuetkę za reżyserię, ale co ja tam wiem... Rzeczy piękne i nowe często są niedoceniane. Jak zwykle

OCENA: 8/10

Za pomysł, za soundtrack, za aktorstwo, za przeżycie.

Ciekawostka: Richard Linklater zdecydował się zaangażować do filmu swoją córkę Lorelei, ponieważ ta bardzo tego chciała. W trakcie kręcenia zdjęć straciła ona jednak zainteresowanie i poprosiła, by uśmiercić jej postać. Linklater się na to nie zgodził, a Lorelei ostatecznie odzyskała zapał.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Blogger Templates