Grand Budapest Hotel
7,8/10 - Filmweb
Od dawna już wiadomo, że Wes Anderson tworzy filmy magiczne, które posiadają swój własny, unikalny styl. Po raz pierwszy zobaczyłam jego potencjał reżyserski w dziele "Rushmore", który w nietuzinkowy sposób opowiadał historię młodego studenta, mającego przechlapane u rektorów, przez co groziło mu wydalenie. Ten film bardzo podobał mi się jeżeli chodzi o stylistykę. Pięknie poprowadzone kadry, których we współczesnym kinie ze świecą szukać, wyraziste charaktery i ten główny bohater, który wypowiadał zdania zapadające w pamięć i targające moim spojrzeniem na świat. Później Anderson nakręcił jeszcze parę naprawdę ciekawych filmów, w tym: "Pociąg do Darjeeling", "Fantastyczny Pan Lis", czy "Kochankowie z Księżyca".
Jednak dzisiaj mowa o jego najnowszym tworze zatytułowanym "Grand Budapest Hotel". Opowiada on historię pewnego boya hotelowego, którego mentorem jest konsjerż, Gustave. Ten drugi, robił wszystko, co w swojej mocy, by zadowolić klientów. Nawet tych starszych. Pogłębiał relacje ze swoimi pracodawcami na tyle, że stawał się dla nich kimś bliskim. Właśnie przez to zaczynają się jego kłopoty.
"Wieeeelka miłoooość" |
Postać Gustawa jest na tyle interesująca, że gdy on znajdował się na ekranie, nie zważałam na resztę obsady. Dobrze wychowany, potrafiący w każdym momencie zarecytować jakichś wiersz, perfumujący się na potęgę, szarmancki, ale też trochę cwany. Kradnie ten film, tak, że nie zwracamy uwagi na postać Zero Mustafy- jego ucznia.
Reszta aktorów też jest bardzo ok, w tym wyżej wymieniony imigrant. Niezwykle bawiło mnie, gdy rysował sztuczny wąsik na swojej twarzy, by wyglądać poważniej. Nawet zdziwiłam się, gdy zobaczyłam Tildę Swinton, czy Leię Seydoux w dość małych rólkach. I to w tym filmie jest właśnie najlepsze, że każda postać, nawet ta małoważna, jest tutaj grana przez kogoś znakomitego.
Pan po lewej jest genialny. |
To jest prawdziwy kadr z filmu! |
Wydaje mi się, że Akademia nie oglądała "Interstellaru". Tam ścieżka dźwiękowa była czymś niesamowitym, tutaj, nie mówię, że jest zła, nawet dopełnia całą historię całkiem poprawnie, ale jest dość archaiczna. Na pewno nie zapada w pamięć, a jeden motyw (ten z jodłującym facetem) bardzo mnie denerwował.
Tak, czy inaczej "Grand Budapest Hotel" to film bardzo dobry. Z wciągającą historią, interesującymi bohaterami, pięknymi kadrami. Jest śliczny! I według mnie zasługuje na
OCENĘ: 8/10
Za wyżej wymienione elementy i za to, że świetnie się na nim bawiłam.
Ciekawostka: Postać Vilmosa Kovacsa, którą zagrał Jeff Goldblum jest hołdem dla operatów filmowych Vilmosa Zsigmonda i László Kovácsa.
0 komentarze:
Prześlij komentarz