Birdman (2014)
7,3/10 - Filmweb
Ludzie mówią jaki ten film nie jest wspaniały. Otrzymał wiele nagród, w tym aż 4 Oscary, które, jak wiadomo od dawna, nie są wyznacznikiem jakości. "Birdman" mnie nie zaskoczył, nie wywołał we mnie emocji, dla mnie okazał się wydmuszką.
Dzieło rozpoczyna się od sceny, w której widzimy stare dupsko Michaela Keatona vel Riggana Thomsona, który medytuje w powietrzu. Jakież to głębokie, nieprawdaż? Następnie dowiadujemy się, że był on gwiazdą Hollywood, niestety w latach 90, przez co cierpi bardzo. Chce pokazać, że jeszcze coś znaczy. Ma zamiar zrobić to na scenie Brodwayu. Bardzo ambitny Birdman staje się reżyserem, scenarzystą i aktorem w jednym. Na tym opiera się ten film, wielki teatr telewizji. Wow, bijmy przed tym pokłony! Wcale nie.
"Ja i moje wielkie ego" |
Wiem, powiecie, że chodzi tutaj o kryzys pomiędzy tym, że człowiek chce zostać zapamiętany, że chce zrobić w swoim życiu jeszcze coś wielkiego. Chodzi o to, że ma problemy rodzinne i chce pomóc swojej córce Alex, ale prawdę mówiąc ten film, bardzo mało traktuje o tym, więcej jest tutaj bezsensownych rozmów i zapychaczy.
Jakie zapychacze? Na przykład: lesbijski pocałunek Laury i Lesley, wniosło coś to do filmu? Nic kompletnie. Tak samo, jak latający po Nowym Jorku Riggan. Po prostu katastrofa.
I jeszcze ta muzyka kompletnie mi nie podpasowała. Perkusyjne bębnienie, bardzo przypominało mi "Whiplash" i będąc szczerą do tego filmu pasowało, tak jak iPod głuchemu.
Kwa, kwa! |
Co do pracy kamery mam neutralne zdanie, bo wiem, że istniały już wcześniej filmy nakręcone tą metodą np. "Rosyjska arka". Początkowe wrażenie pracy takiej kamery jest naprawdę fajne i zaskakujące, niestety później męczy widza, bardziej niż półtoragodzinny film w 3D.
Jednak nie wszystko w tym filmie mi się nie podobało. Aktorzy i jeszcze raz aktorzy! Emma Stone, którą wielbię za rolę w "Służących" i Edward Norton, którzy są po prostu genialni. Zwłaszcza Edward stworzył przekonującą kreację i mimo, że zagrał takiego dupka, to nawet go polubiłam. No i jest jeszcze Zach "O bardzo dziwnym greckim nazwisku" Galifianakis, którego darzę wielką sympatią. Tyle z plusów.
Tych tutaj lubimy! |
To nie jest, aż taki zły obraz, ale mi nie przypadł do gustu. Jak zwykle recenzje są subiektywne, a że mogę wyrazić własne zdanie, to jeszcze mu wystawię
OCENĘ: 6/10
W tamtym roku, było wiele lepszych obrazów, w tym "Boyhood", który postaram się zrecenzować w następnym poście.
Ciekawostka: St. James Theatre ma 1700 miejsc, nie 800 jak usłyszeliśmy w filmie. To się rypnęli scenarzyści, oj się rypnęli...
0 komentarze:
Prześlij komentarz